„Nic się nie stało” śpiewamy, kiedy nasi przegrali mecz. Czuć ironię, a wręcz sarkazm płynący z tej próby oceny sytuacji. Niby „nic się nie stało”, a jednak jest spory żal, że wynik rozgrywek był nie po naszej myśli. Po meczu możemy przeczytać artykuł raczej nie o tym, ze nic się nie stało, ale o tym, kto jak grał i ile strzelił goli, a ile razy spudłował. Żaden komentator sportowy pewnie nie będzie nas przekonywał na serio, ze „nic się nie stało”, chyba że ma bardzo sarkastyczny ton :). Okazuje się, ze podobne „nic się nie stało”, w pełni na poważnie mówimy do dzieci, kiedy:
- przewrócą się
- ktoś im zabierze zabawkę
- zostaną popchnięte
- zdarzy im się cokolwiek, co je zasmuci, zezłości, rozczaruje itd.
Tymczasem możemy pobawić się (a nie ma w życiu wiele atrakcyjniejszych rzeczy niż zabawa;) ) w takich komentatorów sportowych. To znaczy? kiedy Jola, lat 4 spadnie z rowerka i zacznie płakać, nie musimy jej wcale przekonywać, ze przecież „nic się nie stało i już nie płacz”, za to możemy – jak ten komentator sportowy – stwierdzić: „upadłaś, teraz boli Cię kolano”. Możemy – a nawet warto to robić – być w kontakcie z dzieckiem, któremu nomen omen coś się stało. Powiedzenie, ze „nic się nie stało” nie cofnie czasu i nie zagoi świeżego zadrapania na kolanie. Stwierdzenie, które opisuje sytuację w delikatnych, oszczędnych słowach i pokazanie swojej emocjonalnej („jestem tu z Tobą”) i fizycznej („przytulę Cię, jeśli chcesz”) dostępności pozwala dziecku czuć i wierzyć w to, że ono jest ok, jego emocje są ok. Paradoksalnie właśnie to pokazuje, że w sumie nic się nie stało – jesteś w porządku, kiedy płaczesz, jesteś ok, kiedy się wywróciłaś.
Dziecko ma prawo myśleć, że jest w porządku, może też – jak każdy – popełniać błędy i absolutnie nie musi się obawiać, że w sytuacjach trudnych będzie pozostawione samo sobie. Bycie obok, bycie w empatycznym kontakcie z dzieckiem, bycie „dobrym kibicem” zwiększa szanse na „wygranie meczu” w przyszłości.
Image by wirestock on Freepik
Jaki piękny i mądry tekst! Dziękuję bardzo za niego!